Henryk Woźniakowski o książce Józefa Czapskiego "Patrząc", Kraków 2016 (Znak, 6 (2016), s. 112-114:
Czapski całe życie pozostaje wierny kilku podstawowym przekonaniom dotyczącym malarstwa i szerzej: sztuki [...] Że obraz jest budowany w pierwszym rzędzie kolorem, a później walorem i rysunkiem. Że dla prawdziwego malarstwa niezbędne jest studium natury, wnikliwe i cierpliwe patrzenie, jak się w naturze kolor rozkłada na przedmiotach, jak kolor i walor wyodrębniają jedne przedmioty od innych. [...] Czapski każe na świat spoglądać oczyma nowo narodzonego dziecka, barbarzyńcy czy dzikusa, [...] okiem świeżym, obmytym ze wszystkiego, co zakłóca widzenie.
"Malarzowi winno chodzić o jedno: o dotarcie w sobie do tego, żeby jego przeżycie zrosło się z jego okiem, z jego ręką, a przez to z płótnem, które maluje".
Malarze są "w rzadkim i najlepszym razie sługami prawd wiecznych, o których sami wiedzą tak niewiele".
U schyłku życia pisze, iż "w pewnej chwili (...) spływa na człowieka świadomość, że wizja malarska świata otaczającego jest uwarunkowana stosunkiem do świata wcale nie tylko malarskim". Z wiekiem temat - oczywiście malarsko wyrażony - nie tylko uznał, ale niewątpliwie rozwinął i w ostatnich listach nieraz wyrzucał sobie, że w swojej sztuce dał zbyt słaby wyraz powszechnemu bólowi, że może jedyne, co zostanie po nim, to "tych kilka starych i nieszczęśliwych kobiet" na jego obrazach.
Z sieci napięć wyłaniają się jego najlepsze obrazy. [...] To są napięcia pomiędzy kolorem i konstrukcją a naturą i tematem, między abstrakcją a konkretnym przedmiotem, między skrupulatnym studium badawczym a błyskawicznym doznaniem, wrażeniem, wizją, między emocją a analizą intelektualną, między obserwacją i pamięcią, wreszcie między radością i tragicznością".